Wpisy z tagiem "św Franciszek Salezy":
Św. Joanny Szantal (de Chantal), Założycielki Zakonu Sióstr Nawiedzenia Przenajświętszéj Maryi Panny
Żyła około roku Pańskiego 1641.
(Żywot jéj wyjęty jest z procesu jéj kanonizacji.)
Święta Joanna - Franciszka, ze znakomitéj rodziny Fremiotów, urodziła się we Francji w mieście Diżonie roku Pańskiego 1572. Matka odumarła ją w kolebce, lecz ojciec prezes Parlamentu, przykładny chrześcijanin, wychował ją bardzo pobożnie. Miała lat pięć, gdy słysząc pewnego heretyka zaprzeczającego obecności Pana Jezusa w przenajświętszym Sakramencie, wyrwała się z rąk piastunki, i przystąpiwszy do niego rzekła: „Pan Jezus Sam powiedział że jest obecny w przenajświętszym Sakramencie; jeśli pan temu nie wierzysz, więc Go za kłamcę poczytujesz.” A gdy tenże chcąc dziecinę złagodzić, podał jéj cukierki, Joanna wrzuciła je w ogień na kominku palący się mówiąc: „Oto jak heretycy płonąć będą w piekle, za to że nie wierzą temu co Pan Jezus powiedział.” Wtedy także widząc się pozbawioną opieki matki, przenajświętszą Pannę obrała sobie za matkę, i całe życie szczególne do Niéj miała nabożeństwo. Jedna z jéj bliższych pokojówek, była bardzo światową, i młodą Joannę tymże duchem chciała zarazić. Święta uprosiła ojca, aby ją z jéj służby oddalił.
W dwudziestym roku życia, wyszła za mąż za jednego z pierwszych panów francuzkich: barona Szantal (de Chantal). Osiadłszy z nim w jego zamku dziedzicznym, cały dom swój urządziła po chrześcijańsku. Codziennie słuchała Mszy świętéj w kaplicy zamkowéj, a w święta i niedziele w kościele parafialnym. Rano i wieczór wspólnie z domownikami odprawiała pacierze, a ubogich, we wszystkich włościach swoich bardzo obszernych, stała się opiekunką i matką. Wspierała ich hojnie, chorych po mieszkaniach odwiedzała i usługiwała im z największą miłością. Gdy ciężki głód dotknął był całą okolicę, spichrza zamkowe otworzyła dla nich, i te kilkakrotnie, gdy się już wyczerpały, modlitwą swoją cudownie napełniła.
Mąż jéj jako dworzanin królewski, często przebywał w stolicy. Święta Joanna pozostawała wtedy na wsi, wiodąc życie bardzo samotne, co jéj wielce dogadzało. Wkrótce téż przykładem jéj zbudowany małżonek, i sam służbę dworską opuścił i z nią stale przemieszkiwał, ciesząc się szczęśliwém pożyciem i trojgiem dziatek, które mieli. Zdarzyło się, iż polując, raniony wypadkiem od krewnego, życie postradał. Joanna, cios ten nadzwyczaj uczuła, lecz zniosła go z doskonałém poddaniem się dopuszczeniu Bożemu, i stosując się do prośby umierającego męża, do tego który stał się przyczyną jego śmierci, nigdy żalu nie miała. Owdowiawszy osiadła z dziećmi przy ojcu mężowskim, starcu niezmiernie przykrego usposobienia, którego domem rządziła kobieta bardzo niedobra. Obchodziła się téż z Joanną jak najgorzéj, a Święta znosiła to z wielką cierpliwością, i nawet odpłacając się dobrém za złe, dzieci jéj szczególną troskliwością otaczała, sama je czesząc i ubierając jak własne.
Joanna miała wtedy lat dwadzieścia ośm. Znana powszechnie z wysokich cnót swoich, bardzo bogata, a przytém i znamienitéj urody; przez kilku wielkiego rodu i majątku panów, poszukiwaną była w powtórne zamęście, lecz wszystkim odmówiła, zrobiwszy ślub dozgonnéj czystości. Sposób życia tak sobie urządziła: wstawała o piątéj rano, i trwała na modlitwie i czytaniu ksiąg świętych do godziny w któréj budziły się jéj dzieci. Odmawiała z niemi pacierze, a po wysłuchaniu Mszy świętéj, zasiadała z niemi do lekcyi. Potém uczyła katechizmu domowników i dzieci wiejskie, następnie załatwiała sprawy gospodarskie i interesa majątkowe, któremi sama zarządzała; resztę dnia spędzała na przyjmowaniu prośb ubogich, lub na odwiedzaniu ich w mieszkaniach. Wieczorem zgromadzała znowu domowników, czytała im pobożne książki, i pacierze wieczorne wspólnie odmawiała; a gdy wszyscy udawali się na spoczynek, ona długo w noc na bogomyślności trwała. Przytém ćwiczyła się coraz więcéj w umartwieniach zewnętrznych: często ścisłe odbywała posty, piątki i soboty suszyła, i w różny sposób trapiła ciało. Sama zamiatała swój pokój, i żadnéj usługi przy sobie nie dozwalała oddawać domownikom.
W roku 1604 pojechała była do ojca do Diżonu, gdzie pod tę porę, przybył z kazaniami wielkopostnemi święty Franciszek Salezyusz, biskup Genewski, już podówczas sławny ze swojéj świątobliwości i biegłości w przewodniczeniu duszom, do wyższéj doskonałości powołanym. Skoro go ujrzała, poznała iż byłto ten, którego w widzeniu jakie miała razu pewnego na modlitwie, okazał jéj Pan Bóg, jako jéj przyszłego ojca duchownego. A znowu święty Salezy, poznał w niéj tę kobietę, którą także w objawieniu widział, jako przyszłą Założycielkę żeńskiego Zgromadzenia zakonnego o którém zamyślał. Po kilku z nim duchownych naradach, będąc w kościele cudownéj Matki Bożéj w Etan, uczyniła ślub posłuszeństwa temuż Świętemu, jako swojemu przewodnikowi. Pod tak świętym mistrzem, szybkim krokiem postępowała Joanna, na drogach coraz wyższéj doskonałości ewangelicznéj. Szczególnie w miłosiernych uczynkach już niejako granic nie kładła. Wyszukiwała najcięższemi i najobrzydliwszemi chorobami dotkniętych, i przy nich długie spędzała godziny, pocieszając ich, modląc się z nimi, usposabiając do przyjęcia Sakramentów świętych, i do dobrej śmierci. Trędowatym usługiwała ze szczególną litością: sama ich opatrywała, i to zwykle klęcząc czyniła, a dla przezwyciężenia wstrętu jaki w niéj obudzał ten rodzaj choroby, całowała ich rany.
Gdy święty Salezy uznał już tę błogosławioną duszę dostatecznie usposobioną do świętego dzieła o jakiém zamyślał, oznajmił jéj to i polecił, aby udawszy się do ojca, oświadczyła mu swój zamiar zostania zakonnicą, i tak urządziła swoje familijne interesa, aby świat i rodzinę opuścić mogła. Wielkie w téj mierze napotkała Joanna trudności: ojciec długo na to zezwolić nie chciał, aż nareszcie widząc w tém wolę Bożą, poddał się jéj mówiąc: „Boże mój! nie godzi mi się dłużéj stawić oporu temu coś postanowił; zgadzam się na to z całego serca, i składam Ci w ofierze tę córkę moję, tak mi drogą jak Izaak Abrahamowi.” Potém pobłogosławił ją, i podnoszące klęczącą u nóg jego: „Idź córko kochana, rzekł do niéj, tam gdzie cię Pan Bóg powołuje, a powstrzymajmy się od płaczu, abyśmy tém zupełniejszą zrobili Bogu z uczuć naszych ofiarę, i żeby ludzie nie gorszyli się, przypuszczając że nas zbyt wiele kosztuje, spełnić to co jest wolą Bożą.”
Lecz najtrudniejsza próba czekała ją z dziećmi, a szczególnie z najstarszym synem. Ten rzucił się do jéj nóg z płaczem, a widząc że postanowienia matki przemódz nie może, położył się na progu mówiąc: „Nie wyjdziesz ztąd matko, chyba depcząc twoje dziecię.” Rozpłakała się Święta, lecz od przedsięwzięcia swego nie odstąpiła; a gdy pewien kapłan obecny temu, widząc ją we łzach tonącą, sądził że zapomina o woli Bożéj powołującéj ją do Zakonu, rzekła mu: „Nie, ojcze, nie waham się, lecz matką jestem”, i to mówiąc przeszła przez próg, na którym jéj syn leżał.
Święta Joanna udała się do miasta Anezium w Sabaudyi, gdzie mieszkał święty Salezy, i tam pod jego przewodnictwem, założyła Zgromadzenie Sióstr Nawiedzenia Matki Bożéj, dla tego tak nazwanych, iż pierwotnym ich zadaniem, było nawiedzanie i doglądanie ubogich, po ich mieszkaniach. Pierwszy rok poświęcony był na odbycie nowicyatu, w którym miała dwie świątobliwe towarzyszki. Przez cały ten czas, dotknął ją był Pan Bóg różnemi chorobami, które ją wszakże od przedsięwzięcia nie odwróciły, a wpłynęły wiele na to, że ustawy jakie święty Salezy nadał temu Zgromadzeniu, zastosowane zostały głównie, do osób słabego zdrowia, a które Kościoł w lekcyach Brewiarza nazywa przedziwnemi, tak co do ich łagodności, jak i pełności Ducha Bożego, pod którego wpływem ułożone były. Gdy zgromadzenie to szerzyć się zaczęło, święty Salezy, a z nim i pierwsza tego Zakonu założycielka święta Joanna, idąc za radą Kardynała Markemonta (Marquemont) Arcybiskupa Liońskiego, usunęli z ustaw obowiązek nawiedzania ubogich, i Zgromadzenie to stało się zakonem ścisłéj Klauzury, wkrótce potém przez Stolicę Apostolską zatwierdzoném. U nas znane jest pod nazwiskiem Panien Wizytek.
Joanna, od chwili w któréj założyła swoje Zgromadzenie, była najwyższym wzorem wszystkich cnót zakonnych. Zachowywała jak najściśléj najmniejszéj wagi Ustawy, a ubóstwa tak wielką była miłośnicą, że serdecznie się radowała gdy jéj zbywało na potrzebach do życia. Pobudzona szczególném pragnieniem ciągłego postępu na drodze którą obrała, uczyniwszy Bogu tyle ciężkich dla jéj serca ofiar, zobowiązała się, i to ślubem, spełniać zawsze to co się jéj doskonalszém wyda. Obarczona generalnym zarządem wszystkich klasztorów jéj Reguły, których kilkanaście w różnych krajach stanęło za jéj życia, przedstawiając na sobie wzór najdoskonalszéj zakonnicy, pomimo tego nie wypuszczała z opieki, nietylko dzieci które pozostawiła w świecie, lecz nawet ich spraw majątkowych. A w tém tak jéj Pan Bóg pobłogosławił, że wielkie majętności które po niéj odziedziczyły, oczyściła ze wszystkich długów i procesów, a córki świetnie powydawała za mąż, mając i tę pociechę, że jedna z nich wyszła za synowca świętego Salezego, jednego z pierwszych panów Sabaudzkich.
Założywszy kilka klasztorów we Francji, a między innemi i w Paryżu, powierzyła kierunek ich duchowny świętemu Wincentemu z Pauli, który przez lat wiele ten obowiązek spełniał, i ze świętą Joanną ciągłe miał stosunki, zasięgając jéj rady w wielkich swoich miłosierdzia chrześcijańskiego dziełach.
Nakoniec, gdy Zakon przez nią założony, dzięki jej świętym zabiegom, bardzo się był rozszerzył, rządząc nim przez lat trzydzieści trzy, a przez czas ten przewodząc duchownym córkom swoim na drodze świątobliwości i słowem i przykładem, i pismami pełnemi najzbawienniejszych nauk, bogata w cnoty i zasługi, umarła w klasztorze swoim w Mulę (Moulin) we Francyi, roku Pańskiego 1641, mając lat sześćdziesiąt trzy. Na kilka lat przed błogosławioną jéj śmiercią, dopuścił był Pan Bóg na nią nadzwyczajne oschłości i utrapienia wewnętrzne, w których niezachwianą cierpliwością, najobfitsze nabyła do Nieba zasługi. Papież Klemens XIII, zaliczył ją w poczet Świętych, a Klemens XIV święto jéj na dzień dzisiejszy wyznaczył.
Pożytek duchowny
Niech cię przykład świętéj Joanny, przechodzącej przez próg na którym leżał jéj syn chcący ją powstrzymać od spełnienia tego co względem niéj było wolą Bożą, nauczy, że dla Boga, gdy taka jest wola Jego, każdą ofiarę uczynić powinniśmy. Od ciebie, dla twojego uświątobliwienia a może nawet i dla twego zbawienia, podobno nierównie mniéj wymaga Pan Bóg, a ty i na to zdobyć się nie chcesz.
Modlitwa (Kościelna)
Wszechmogący i miłosierny Boże, który błogosławioną Joannę-Franciszkę, Twoję miłością, rozgorzałą przedziwną mocą duszy, na różnych ścieżkach tego życia, drogą doskonałości powiodłeś, i który przez nią obdarzyć raczyłeś Kościoł nowym zakonem; za jéj zasługami i wstawieniem się, spraw, abyśmy świadomi naszéj nędzy, ufając Twojéj pomocy, za łaską niebieską wszelkie na drodze zbawienia przeciwności przezwyciężali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 702–704.
Św. Wincentego z Pauli, Założyciela Zgromadzenia Księży Missyonarzy
Żył około roku Pańskiego 1660.
(Żywot jego wyjęty jest z procesu jego kanonizacyi.)
Święty Wincenty rodem z małéj wioski Pui (Poui), w południowéj Francyi, przyszedł na świat roku Pańskiego 1575. Rodzice jego bylito ubodzy wieśniacy, ale błogosławieństwem Bożém dostatni i bardzo pobożni. Dla tegoto późniéj, gdy święty Wincenty był w wielkiém znaczeniu, przez pokorę często powtarzał, ze jest synem prostego chłopa. Dzieekiem będąc gdy pasał trzody, już wielkie dla biednych okazywał miłosierdzie. Chléb który mu wydzielano kiedy wychodził w pole, oddawał ubogiemu skoro go spotkał. Pierwsze kilka złotych jakie z własnéj pracy zarobił, obrócił na wsparcie biednego.
Ojciec widząc w nim wielkie zdolności, oddał go do szkół. Niższe nauki pobierał w mieście Dax, a wyższe, w akademii Tuluzkiéj, gdzie słuchał wykładu teologii. Wstąpiwszy do stanu duchownego wyświęcony został na kapłana, i po świetnie zdanym egzaminie otrzymał stopień Doktora Teologii, co jednak tak starannie taił całe życie, że dopiéro po śmierci jego dowiedziano się o tém.
Niezwłocznie po przyjęciu wyższych święceń, otrzymał bardzo donośne probostwo, którego zrzekł się wkrótce, widząc innego księdza usilnie ubiegającego się o nie. Poznano się wtedy na jego wysokiéj cnocie i miał już zostać Biskupem, kiedy płynąc z Tuluzy do Marsylii wpadł w ręce korsarzy, którzy zawieźli go do Afryki, i zaprzedali muzułmaninowi, który dawniéj był chrześcijaninem. Po kilkoletniéj niewoli, święty Wincenty wsparty cudowną opieką Matki Bożéj, do któréj miał zawsze wielkie nabożeństwo, nawrócił swego pana i razem z nim do Europy przybywszy, najprzód udał się do Rzymu, dla zwiedzenia grobów świętych Apostołów.
Za powrótem do Francyi oddał się pod przewodnictwo duchowne księdza Beruela wielkiéj świątobliwości kapłana. Został proboszczem w Kliszy (Clychy), a potém w Szatylionie (Chatylion), gdzie jak najświęciéj obowiązki pasterza spełniał. Lecz że go niepokoiła odpowiedzialność za dusze mu powierzone, zrzekł się i tym razem obowiązków plebana i został nauczycielem przy dzieciach Jenerała Gondy, zarządzającego wszystkiemi więzieniami we Francyi. Widząc się tam wielką czcią otoczonym, potajemnie to miejsce opuścił, i wrócił tylko na wyraźny rozkaz swego ojca duchownego.
Jenerał Gondy, będąc świadkiem jak wiele dobrego czynił święty Wincenty dla dusz mieszkańców jego rozległych włości, zrobił go jeneralnym kapelanem wszystkich więzień. Święty spełniał te obowiązki z największą gorliwością, i z najzbawienniejszym skutkiem tak dla więźniów, jak i dla ich dozorców. Wkrótce potém święty Franciszek Salezy, powierzył mu zarząd duchowny Zakonnic Nawiedzenia przez siebie założonych. Sprawował on ten obowiązek przez lat czterdzieści tak święcie i tak pilnie, że to błogosławione grono dziewic nie doznało żadnego uszczerbku duchownego, przechodząc zpod przewodnictwa swojego założyciela, pod przewodnictwo tego drugiego Świętego. Błogosławiony Salezy mawiał o nim że nie znał świętszego od niego kapłana.
Razu pewnego, Wincenty miał na wsi do ludu bardzo licznie zgromadzonego kazanie o świętokradzkiéj spowiedzi. W skutek tego większa część słuchaczów rzuciła się do konfesyonałów, i z największą skruchą odbyła spowiedź z całego życia. Pewna wielka pani obecna temu, powzięła myśl, aby święty Wincenty, przybrawszy kilku kapłanów, mawiał kazania po wsiach dla biednego ludu potrzebującego oświecenia w religii, i na ten cel znaczne pieniądze zaofiarowała. Z początku chciał Wincenty skłonić do tego jakie zgromadzenie zakonne już istniejące, lecz gdy mu się to nie powiodło, przybrał kilku księży świeckich, i z nimi to święte dzieło rozpoczął.
To dało początek Zgromadzeniu księży Missyonarzy, które się w krótkim czasie po całym świecie katolickim rozszerzyło. Należący do niego, wykonywają proste śluby (vota simplicia) zatwierdzone przez Stolicę Apostolską, i obowiązują się ogłaszać słowo Boże prostemu ludowi, a szczególnie wieśniakom. Wincenty od pierwszéj chwili zawiązania tego Zgromadzenia, stał się dla braci swoich najwyższym wzorem gorliwości apostolskiéj, pokory, zaparcia i niezmordowanéj w tym zawodzie pracowitości. Zajął był w samych początkach dawny dom świętego Łazarza w Paryżu, i ztąd we Francyi Missyonarze jego Łazarystami są zwani.
Współcześnie z założeniem tego Zgromadzenia, wielki ten sługa Boży, założył Bractwo miłosierdzia z kobiet złożone. Zawiązał je gdy jeszcze był proboszczem w Szatylionie. W Paryżu wnet ono na większą skalę rozwijać się zaczęło, skoro do tego świętego dzieła znalazł Wincenty godną wspólniczkę w pannie Legra, osobie wielkiéj świątobliwości. Zadaniem tego pobożnego stowarzyszenia, było zbierać jałmużny, i osobiście nawiedzając ubogich po mieszkaniach, wspierać ich wedle potrzeby. Niektóre z tych pań jużto obawiając się chorób zaraźliwych, któremi dotknięci bywali ubodzy, już mając sobie przez mężów wzbronione chodzenie po ich mieszkaniach, przybierały służące, które je w tém wyręczały. Te pod przewodnictwem świętego Wincentego, spełniały nierównie lepiéj od pań swoich, włożony na siebie obowiązek. Wszędzie żądano mieć je do obsługi ubogich chorych, a szczególnie po szpitalach. Widząc to Wincenty, osobne zawiązał z nich Zgromadzenie, i to dało znowu początek zgromadzeniu Sióstr miłosierdzia, słusznie taką nazwą zaszczyconych.
Lecz i tego jeszcze nie dość było dla naszego Świętego: chciał on przyjść w pomoc w kształceniu młodych kapłanów. Założył więc kilka wielkich Seminaryów, i te zakłady takie jakie są dziś po różnych dyecezyach, od niego niejako biorą swój początek. Urządził także dla księży konferencye, czyli nauki i ćwiczenia przygotowawcze do przyjmowania święceń. Postanowił aby wszystkie domy jego Zgromadzenia miewały i takie zakłady, a przytém ułatwiały odbywanie rekolekcyi i dla osób świeekich.
Gdy się liczba braci zwiększyła, porozsyłał ich na missye nie tylko po różnych częściach Francyi, lecz pozakładał swoje domy we Włoszech, w Polsce, w Szkocyi, Irlandyi, a nawet aż w Indyach.
Po zgonie Ludwika XIII, którego na śmierć usposabiał, został przyzwany przez królowę Annę Austryacką, rządzącą państwem w małoletności Ludwika XIV, do zasiadania w najwyższéj radzie. Długo w niéj urzędował, i za jego wpływem wszystkie Dyecezye i Opactwa obsadzone zostały przez najgodniejszych ludzi, oprócz tego wiele najpożyteczniejszych praw wydano tyczących się dobra Kościoła i poprawy obyczajów.
Razu pewnego prosił królowę o wsparcie dla biednych. Ta mu odpowiedziała, iż na jego prośby, oddała niedawno wszystko co mogła. „A te klejnoty?” rzekł Święty wskazując na bogaty strój jaki miała na sobie królowa, która na te słowa oddała mu i te kosztowności. Także darowała mu była wielki pierścień brylantowy. Wincenty wkrótce zastawił go, aby mieć pieniądze dla ubogich. Dowiedziawszy się o tém królowa, wykupiła pierścień a oddając mu takowy rzekła: „Proszę go już więcój nie zastawiać.” — „Trudno mi będzie spełnić ten rozkaz waszéj królewskiéj mości,” odpowiedział Święty. — „Więc proszę, powiedziała królowa, abym zaraz o tém wiedziała, i tak jak teraz postąpiła sobie.”
Nie masz zdaje się rodzaju nędzy ludzkiéj, któréjby ten Święty nie przyszedł w pomoc. Wykupywał chrześcijan w niewoli u Muzułmanów będących, założył przytułek dla podrzutków, zakłady dla kobiet nawracających się ze złego życia i dla młodzieży zepsutéj; dom schronienia dla zakonnic, które w owych czasach z krajów heretyckich wygnano, i dla rzemieślników chorych i podupadłych; szpitale dla waryatów, gościnne domy dla chorych podróżnych, co wszystko w wielu miejscach po dziś dzień istnieje. Gdy w prowincyach Lotaryngii, Szampanii, Pikardyi i innych, wybuchło morowe powietrze, posłał tam jałmużny kilka milionów franków! Toż samo uczynił gdy w Anglii głód panował. Znany ze swojego poświęcenia dla ubogich, stał się jałmużnikiem wszystkich najmożniejszych domów we Francyi począwszy od rodziny królewskiéj. Pomimo tego, trudno pojąć zkąd brał na dobroczynne cele tak wielkie sumy, że jak piszą historycy jego życia, żaden najmożniejszy monarcha takich ogromnych jałmużn przez całe życie swoje nie uczynił, jak ten ubogi kapłan.
Prócz Bractwa miłosierdzia z pań na świecie żyjących złożonego i Sióstr Miłosierdzia, założył jeszcze wiele innych pobożnych stowarzyszeń, mających na celu wyszukiwanie i wspieranie różnéj nędzy ludzkiéj. Także założył: Siostry od krzyża świętego, Siostry Opatrzności, i Siostry świętéj Genowefy, trudniące się wychowaniem ubogich panienek.
Wśród natłoku zajęć z zarządu tylu zgromadzeń wynikających, zawsze był skupiony, zjednoczony z Bogiem, spokojny, cichy, słodki w obcowaniu z każdym, unikający zaszczytów, sławy i najmniejszego dostatku, a w pokorze niezrównany. Ofiarowanego kilkakrotnie Biskupstwa, nigdy przyjąć nie chciał. Miał wielu zawistnych nieprzyjaciół. Zdarzyło się iż gdy wychodził z pokojów królewskich, jeden z takich dał mu policzek. Święty upadł na kolana, przepraszając go, iż mimo chęci i wiedzy, jakimś postępkiem swoim, przywiódł go do takiéj ostateczności, a o zniewadze swojéj przed nikim słowa nie wymówił. Był usposobienia nadzwyczaj żywego, i gdy się zabierał do jakiego świętego dzieła, czuł do tego nadzwyczajny zapał. Miał więc zwyczaj póty nic nie rozpoczynać, aż z naturalnéj téj podniety ochłonął. To było powodem, że niektórzy zarzucali mu pewną opieszałość w działaniu.
Na ośmnaście lat przed zgonem, zaczął już pilnie gotować się na śmierć, a podczas ostatniéj choroby, która bardzo długo trwała, codzień po Mszy świętéj odmawiał modlitwy konających. Spracowany tylu trudami dla miłości Boga i bliźniego poniesionemi, skołatany wiekiem i wielkiemi umartwjeniami ciała, zapadł ciężko na zdrowiu, i długich a gwałtownych doznawał cierpień. Znosił je z niezachwianą swobodą ducha, mawiając, że gdyby ludzie wiedzieli jak wielkie zasługi skarbić sobie można będąc cierpiącym, wszyscyby się o choroby na wyścigi ubiegali. Nakoniec zasnął w Panu wśród modlitw swoich braci, wymawiając te słowa: „Panie pośpiesz się ku ratunkowi mojemu” 1. Umarł mając lat ośmdziesiąt pięć roku Pańskiego 1660, w domu świętego Łazarza w Paryżu, który głównym jest domem całego Zgromadzenia Księży Misyonarzy. Kanonizowany został przez Klemensa XII który dzień 19 Lipca na uroczystą jego pamiątkę przeznaczył.
Pożytek duchowny
Święty Wincenty którego pamiątkę dziś obchodzimy, był, jak to widziałeś z jego żywota, ubogim kapłanem, a pomimo tego tyle zrobił dobrego dla ubogich i dla dotkniętych wszelkiego rodzajn niedostatkiem, jak nikt z najmożniejszych w świecie panów. Niech cię to uczy że aby być miłosiernym, nie wielkie dostatki, lecz wielką miłość Boga i bliźniego mieć trzeba. Jeśli więc nie spełniasz uczynków miłosierdzia, to nie dlatego że mało masz na to środków materyalnych, lecz dla tego że ci braknie miłości.
Modlitwa (Kościelna)
Boże któryś do głoszenia słowa Bożego ubogim, i łatwiejszego uświęcenia stanu duchownego, błogosławionego Wincentego apostolską goliwością obdarzył; spraw prosimy, abyśmy cześć oddając jego świętym zasługom, z przykładu cnót jego, potrzebną dla siebie brali naukę. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 599–601.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 575–576
Święty Wincenty z Pauli zasłużył sobie na cześć i uwielbienie nie tylko Francji, ale całego świata chrześcijańskiego przez to, że zaprowadził misje dla pospolitego ludu, założył kongregację Łazarzystów i tym sposobem wywarł niesłychanie zbawienny wpływ na religijne usposobienie i pożycie towarzyskie niższych warstw swego kraju.
Niejeden z Was, mili Czytelnicy, słyszał już rozmaite zdania i sądy o misjach, niejeden może nawet i powątpiewał, czy owe misje rzeczywiście są zbawienne i pożyteczne, jak twierdzą duchowni, a kto wie, czy ten i ów spomiędzy Was nie uważa ich wprost za szkodliwe? Twierdzą to zwłaszcza ci, którzy chcą uchodzić za oświeconych. Rozważmy przeto, co winien uczynić katolik w czasie misji:
- Każdy prawy katolik porzuca w czasie misji (trwającej zwykle 4 do 8 dni) na czas krótki swe zajęcia i troski codzienne, nie mówi z nikim o sprawach doczesnych i ziemskich, ma na uwięzi swe oczy, uszy, język, a nawet podniebienie, stroni od rozrywek i zatapia się sam w sobie. Takie stronienie od świata i zatopienie się w samym sobie jest niezbędne konieczne, aby się przekonać, w jakim zostajemy stosunku do Boga i wobec Boga, i czyśmy czyści do tyla, abyśmy mogli spokojnie stanąć przed trybunałem Jego. Czyż jest w tym coś nadzwyczajnego, jeśli duszy poświęcimy kilka dni, gdyśmy miesiące i lata całe poświęcali ciału?
- Katolik tak usposobiony, wysłuchawszy kazania, rozważa je pilnie i w samotności pyta sam siebie, jak zachowywał dotychczas przykazania Boskie i kościelne, a wszedłszy w siebie przekona się, jak ich powinien przestrzegać, jak unikać przeszkód, sposobności i nawyknień, aby się stać godnym zaszczytnego miana ucznia Chrystusowego. Wszakże to już był obiecał przy chrzcie świętym, a gdyby miał jeszcze mieć jakieś wątpliwości, toć mu je z chęcią usunie spowiednik misyjny. Niech więc pilnie rozważy ślub i obietnice na chrzcie dane Panu Bogu, gdyż dla wiernych przysposobił Bóg Niebo, dla wiarołomnych piekło.
- Katolik biorący udział w misji, oddaje się modlitwie w samotności ze szczerym przejęciem i gorącym nabożeństwem, czuje głęboki żal za popełnione grzechy, błaga o łaskę wytrwałości w dobrym. Przyjmuje on Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej ze szczerą skruchą i nabożeństwem, zyskuje odpust zupełny, jakim darzy Kościół święty wszystkich uczestników misji. Czyż więc nie dobrze czyni, jeśli się modli, komunikuje i zyskuje odpuszczenie wszystkich kar doczesnych? I my możemy rok rocznie odbyć taką misję sami dla siebie. Prośmy tylko swego spowiednika albo duszpasterza o to, aby nas nauczył, w jaki sposób to uskutecznić, a św. Wincentego o to, aby się za nami wstawił do Boga.
Footnotes:
Psal. LXIX. 2.
Św. Franciszka Salezego Biskupa genewskiego
Żył około roku Pańskiego 814.
Pożytek duchowny
Święty Franciszek Salezy odznaczał się szczególną dla bliźnich miłością, i nadzwyczajną w obcowaniu z każdym słodyczą, przez co tak wiele dusz Bogu pozyskał. Obrachuj się z sumieniem, czy przeciw miłości bliźniego nie wykraczasz, a pamiętaj iż Pismo Boże mówi, że: Jeśliby kto rzekł iż miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, kłamcą jest. (Psalm LXXXVIII. 2.)
Modlitwa (kościelna)
Boże, któryś dla zbawienia dusz, błogosławionego Franciszka, Wyznawcę Twojego i Biskupa, dla wszystkich wszystkiém uczynić raczył, daj miłościwie, abyśmy słodyczą miłości Twojéj przejęci, według jego napomnień postępując, i jego zasługami wsparci, radości wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 80.
